11/17/2015

EKSTRAWERTYCZNY INTROWERTYZM

przychodzą takie dni w twoim już not-so-usual roku, że wchodzisz napisać post i w rogu ekranu widzisz napis "Complain to Blogger". a przecież nie po to tu jesteś. po co więc? zadajesz sobie to pytanie od ostatniej aktywności. przeżywasz kryzysy twórcze, które tak naprawdę w ogóle cię nie obchodzą. nie musisz, choć cię ciągnie. musisz, choć cię nie ciągnie. ile trzeba było przejść, żeby zdać sobie sprawę z tego, że nic nie jest takie, jak się wydaje? a może nie trzeba było. może wiesz to od dawna, ale inaczej pojmujesz. kiedyś myślałaś, że twój mózg pracuje na najwyższych obrotach w okresie chronicznego niezrozumienia, wkurwienia i smutku. nagle piszesz i zaczynasz zdawać sobie sprawę, że to kwestia systematyczności. nie trzeba ci tego już. właściwie nie trzeba ci już niczego, co zaprzątało ci głowę jeszcze nie tak dawno - bo rok czy dwa - temu. spokoju masz aż nadto, miłość jest w odpowiednim miejscu. w odpowiednim miejscu jesteś ty, bo w końcu robisz coś z posiłkiem dla twych pragnień, ale i pożytkiem. martwisz się przyziemnymi rzeczami. nie rzuca tobą mizantropia. znasz ludzi na tyle, by nie przywiązywać się do zgnilizny. a może ty już jesteś tą zgnilizną, że żadna inna cię nie rusza. głośno, ale cicho. mouth shut, eyes open. teraz każdorazowe wmawianie sobie w przeszłości, że to już ten moment, naprawdę stało się tym momentem. nie krzyczą emocje, krzyczą twoje działania. działania, którymi kierujesz siłą swojego charakteru. ha, w końcu wiesz, że to geny. i że to TY jesteś numerem jeden, mimo że potrzeba ci dograć ten spójny i wydajny organizm paroma - posiadanymi teraz - czynnikami. w końcu ostatnią rzeczą, która przed snem wykrzywia ci usta w uśmiechu, jest świadomość, że nawet - i na szczęście - nie jesteś trenerem motywacyjnym.


DEVENIR IMMORTEL ET PUIS MOURIR

11/12/2013

PRZYPOWIEŚĆ O KOTKU JACKU

przypowieść o kotku jacku

przez dzikie chodniki pełnego niespodzianek miasta mknie kotek o imieniu jacek i jest on barwami nieco podbity. jacek to kotek dekadent i ku pokrzepieniu skrzypią mu pod łapami krzty kryształów śniegu, kiedy tak śmiga wieczorną porą do swych ulubionych kocich pubów. dotarł jacek na miejsce i zwyczajem swym zasiadł przy barze, by zamówić piwko na rozgrzewkę. nie zdążył on jeszcze tego piwka odebrać, kiedy zorientował się, że z siłą buldożera pożera go wzrok kocicy siedzącej nieopodal. wykalkulował jacek szybko, że to jedna z tych typu late night evening prostitute; co gorsza! dostrzegł był też, iż jest to kocica swego typu świadoma i w dodatku z tego dumna. dreszcz przeszedł pewnym krokiem po skórze jacka i sierść zjeżył. dęba stanęły kotka morale i posilił się niedługo potem na pogawędkę z nią o kompletnie bezsensownym wydźwięku intelektualnym, co, jak jacek zauważył, niemal w stu procentach pozwala zachwycić każdą kotkę i to w przeciągu maksymalnie piętnastu minut. jacek znał się na kotkach. kotki nie znały się na jacku. jacek był mistrzem. i wygrał ponownie. tak jacek spędzał wiele nocy i nigdy niczego sobie nie żałował. był szczęśliwy.
a potem się obudził i przykrył głowę poduszką, by zagłuszyć znienawidzony dźwięk budzika i złagodzić ból od uderzenia ciężaru problemów codziennego życia, które w sekundzie mu spadły na głowę. a potem pomyślał, że ktoś kiedyś śmiał powiedzieć, że kocie życie jest proste.

przypowieść tę dedykuję kobietom, które poprawnie ją odbiorą.
a potem dadzą mi znać gdzie mieszkają, bo muszę wiedzieć, gdzie szukać żony.

8/31/2013

WYPOWIEDZ SIĘ, SKORO NIE MASZ NIC DO POWIEDZENIA

    dzisiejszy dzień prowokuje mnie głównie do napierdalania na wszystko i wszystkich. swoje wkurwienie przeważnie staram się dusić w sobie, bo osobiście nie lubię, kiedy czyjś beznadziejny humor odbija się na mnie. z reguły nie jestem też osobą, która zacznie z tobą rozmawiać, dopóki nie zje paru kółek. zdaje się, że ludzie mają poważny problem ze zrozumieniem słów "nie mam nic do powiedzenia".
- jak to, cholera, nie masz nic do powiedzenia? - pytają. kurwa, tak to. czy nie lepiej jest trzymać gębę na kłódkę, kiedy masz świadomość tego, że z twoich ust nie wypłyną żadne wartościowe słowa? kiedy wiesz, że wklepując tę parę zdań w klawisze, rozsiejesz tylko bezwartościowy zamęt?
nie mam pewności, czy chodzi o zależność dzisiejszych czasów, czy miejsca, w które trafiam. może istnieją gdzieś tacy ludzie, którzy otwierają buzię tylko wtedy, gdy faktycznie mają coś do powiedzenia, a nie wtedy, gdy myślą, że mają, bądź zmusza ich do tego inna osoba lub sytuacja, w której się znajdują? rozglądam się wokół i wiem, że trudno będzie mi odnaleźć z kimkolwiek wspólny język. bo jak mam się z kimś dogadać, kiedy miewam dni, że najlepiej jest mi z kimś pomilczeć? na palcach jeden ręki mogę policzyć osoby, które pomilczałyby ze mną.
    reszta ma do mnie ogromny problem. musisz coś powiedzieć, musisz coś napisać, musisz mieć jakieś zdanie. zresztą musisz nawet udawać, że cię to interesuje i wykazywać się wiedzą na wszystkich polach, których twoja wiedza nie dotyczy. gdybym chciała podać wam jakiś przykład, to wydaje mi się, że każdy pamięta czasy szkoły i lekcje przedmiotów, które kompletnie was nie obchodziły? to dokładnie ten sam schemat. nieważne, że myślisz coś innego, nieważne, że nie masz pojęcia o czym mówisz, ważne, że mówisz i wyglądasz, jakbyś wiedział o czym mówisz i wtedy dostajesz przepustkę w postaci (w szkole) oceny tudzież sympatii (w życiu). 
    to przykre, ile trzeba udawać, by być postrzeganym jako zwykła osoba. bo - to jest największym absurdem - MUSISZ być zwykłą osobą. nie możesz być inny, przecież tak nie wypada. rozwalasz schemat, w którym każdy czuje się bezpiecznie i automatycznie stajesz się wrogiem numer jeden, bo swoje gniazdko "bezmózgowości" muszą budować od nowa i na nowych, nieco mniej lub bardziej tolerancyjnych zasadach - zależy jak wpłyniesz na ich norę umysłową i co uznają za najlepsze wyjście - odrzucić cię czy spróbować zrozumieć. niestety, często ich wyborem okazuję się pierwsza opcja, z czym większość odrzuconych sobie nie radzi.
    co robić, co dalej? kłamać, udawać, robić się na kogoś, kim się nie jest. rodzą się następne automaty, które słów używają tylko po to, by stworzyć wokół siebie otoczkę, której oczekuje do nich społeczeństwo.
dlatego ja stoję z boku. odzywam się tylko wtedy, kiedy mam coś do powiedzenia i kiedy wiem, że moje informacje na ten temat są rzetelne. trzeba się napracować, żeby mnie rozgryźć. i nie ukrywam, że odczuwam cichą satysfakcję, kiedy milczę, gdy ktoś oczekuje, żebym powiedziała coś, co będzie zupełnie niepotrzebne.
    nie wiem ilu z was zauważyło, że ta notka jest zupełnie niepotrzebna. że zawarte są w niej słowa, których znaczenie każdy zna z autopsji. a jeśli nie zna, to musi być skończonym kretynem. jednak zmuszona byłam coś napisać, więc głośno milczę, kiedy stoję z boku i żywię was słowami, które niczego nowego do waszego życia nie wniosą. smacznego, a nawet podwójne, bo widzę tu zalążki incepcji :)